Info
Ten blog rowerowy prowadzi jahoo81 z miasteczka Żary. Mam przejechane 20101.00 kilometrów w tym 3664.32 w terenie. Jeźdźę z prędkością średnią 19.52 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2016, Sierpień1 - 3
- 2013, Wrzesień1 - 12
- 2013, Sierpień1 - 6
- 2012, Październik2 - 12
- 2012, Wrzesień1 - 6
- 2012, Sierpień2 - 3
- 2012, Lipiec4 - 34
- 2011, Wrzesień2 - 6
- 2011, Sierpień1 - 3
- 2011, Lipiec2 - 15
- 2011, Czerwiec1 - 1
- 2011, Kwiecień4 - 5
- 2010, Sierpień1 - 15
- 2010, Lipiec1 - 19
- 2010, Kwiecień2 - 9
- 2010, Marzec3 - 3
- 2010, Luty1 - 4
- 2010, Styczeń12 - 28
- 2009, Grudzień15 - 51
- 2009, Listopad14 - 9
- 2009, Październik17 - 0
- 2009, Wrzesień19 - 26
- 2009, Sierpień23 - 86
- 2009, Lipiec22 - 13
- 2009, Czerwiec17 - 56
- 2009, Maj21 - 37
- 2009, Kwiecień25 - 72
- 2009, Marzec20 - 72
- 2009, Luty2 - 4
- 2009, Styczeń8 - 66
- 2008, Grudzień19 - 182
- 2008, Listopad30 - 263
- 2008, Październik6 - 61
- 2008, Wrzesień14 - 83
- 2008, Sierpień17 - 136
- 2008, Lipiec14 - 108
- 2008, Czerwiec16 - 76
- 2008, Maj16 - 71
- 2008, Kwiecień15 - 178
- 2008, Marzec13 - 215
- 2008, Luty13 - 154
- 2008, Styczeń15 - 71
- 2007, Grudzień8 - 55
- 2007, Listopad3 - 16
- 2007, Październik9 - 139
- 2007, Wrzesień15 - 93
- 2007, Sierpień8 - 35
- 2007, Lipiec4 - 29
- 2007, Czerwiec3 - 16
- 2007, Maj4 - 18
- 2007, Kwiecień2 - 7
- 2006, Maj2 - 6
- 2006, Kwiecień2 - 2
- 2004, Lipiec6 - 35
- 2004, Czerwiec2 - 16
- 2004, Maj2 - 20
- 2004, Kwiecień1 - 3
Wpisy archiwalne w kategorii
Powyżej 100 km
Dystans całkowity: | 8106.21 km (w terenie 839.00 km; 10.35%) |
Czas w ruchu: | 395:00 |
Średnia prędkość: | 19.74 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.00 km/h |
Liczba aktywności: | 59 |
Średnio na aktywność: | 137.39 km i 7h 03m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
100.97 km
20.00 km teren
04:17 h
23.57 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Skromna stówka pękła:)
Środa, 6 sierpnia 2008 · dodano: 06.08.2008 | Komentarze 23
Skromna stówka pękła:)Wypadzik nieśmiały i spontaniczny z kolejną krzakoterapią w tle :)
ale o tym może potem...
:)
EDIT:)
Tak mi się coś w głowie porobiło, że nieśmiało o niej pomyślałam - Jeszcze wczoraj wieczorem :) Może by zaatakować z rana? Dopiero na 16-tą do pracy... Ale gdzie by tu pojechać ? Kurcze brak pomysłów... Wojnowice - za blisko, Wzgórza Trzebnickie - za długo przez miasto... Hmmm Gdzie to ja jeszcze nie byłam rowerem? :) Wiem w Środzie Śląskiej !!! Dojadę a potem się zobaczy :)
No to z rana na chwilę po mieście - spotkałam po drodze Galena i Agę :)
Potem szybkie śniadanko i krótkie grzebanko w necie:)
O 10-tej byłam już na trasie i cisnęłam w kierunku Wilkszyna :)
Stałą trasą przez Wilkszyn i Brzezinę laskiem do Wojnowic
Potem do Mrozowa i Miękini
Mapa pokazała kilka szlaków pieszych i rowerowych Z doświadczenia juz wiem że ten czerwony rowerowy ma się nijak do tego co mówi mapa więc z niego zrezygnowałam
Z Miękini na Kadłub i przez pola do Świętych Kolejny rzut oka na mapę Jest szlak pieszy zielony Nie chciałam jechać główną drogą na Zieloną Górę wiec wybrałam szlak
Na początku ku mojemu zaskoczeniu jechało się całkiem miło :) Na początku niestety... Wraz z odległością od drogi przybierało na szlaku roślinności :) Roślinność owa była coraz bujniejsza... Na początku były trawy i pokrzywska, potem chwastowate krzaczki, potem jakieś inne kłujące chabazie, wreszcie regularne krzaki - jeżyny, dzikie róże, tarnina... Oczywiście wszystko suche i wgryzające sie w nogi i ręce Na twarz chyba też coś wyłapałam... :)
Gdzieś w gęstwinie liści i kolców zauważyłam na drzewie kolejny symbol szlaku... :) Powiem Wam że pieszo bym tamtędy nie szła a co dopiero z rowerem... :) Ale brnęłam dalej Jechać oczywiście się nie dało... Próbowałam i owszem ale do momentu jak jakiś wredny kolec wbił mi się w rękę i zerwał naskórek miałam dość Poza tym wcześniejsza ubita ścieżka zmieniła się w zaorane i zarośnięte pole Widać właściciel pola nie zauważył że wyjechał pługiem za miedzę :)
Szłam w tych krzakach - czasem wyższych ode mnie Krzaki i gałęzie czepiały się kierownicy i zahaczały o korbę i kasetę... Wszędzie pełno tego trawska :) Krew się leje Nogi podrapane Nic tylko robić kaszankę :)
Oczywiście upał niemiłosierny... Owady nie dają odpocząć... Spłoszyłam sarenkę... Jakieś świerszcze mi tam cykają w zaroślach Do spoconego ciała przyklejają się paprochy i farfocle z krzaków... :)
Zobaczyłam kres swej drogi ale te krzaki i dziury w ziemi skutecznie mnie zniechęcały :P
Poszłam więc na przełaj Wcale nie po mniejszych zaroślach ale wydawało się bliżej:) Trochę czasu mi zajęło przedzieranie się przez te krzaki... Ostatecznie wyszłam nareszcie na jakąś drogę... Wytrzepałam się Wywaliłam wszystkie farfocle z butów i jazda... Okazało się że to już Środa Śląska :)
Pomyślałam że odwiedzę starego kumpla Niestety pocałowałam klamkę i wróciłam na ryneczek Byłam tak zniechęcona że nie zrobiłam ani jednego zdjęcia... Za to wciągnęłam przepysznego lodzika z automatu o smaku śmietankowo - czekoladowym Był wyśmienity Idealna konsystencja i temperatura Wprost rozpływał się w ustach Mniam... :D Polecam :)
Chwileczkę odpoczęłam na ryneczku przy fontannie i stwierdziłam, że jak się sprężę to stówka trzaśnie bo na liczniku niecałe 45 km
Nie tracąc więcej czasu spojrzałam na mapę
Pojechałam na Szczepanów i okrężną drogą dojechałam w okolice Miękini... czyli dobrze znana mi trasa przez Głoskę, Gąsiorów, Księginice, Lenartowice, Prężyce, Gosławice, Pisarzowice do Wilkszyna... Cisnęłam agresywnie:) Prędkość nie spadała poniżej 27 km/h :) Gorzej było na dziurawych asfaltach
Dojeżdżam do Wilkszyna i juz wiem że zabraknie mi 10 km do stówy... Szybciutko w głowie obmyślam plan objazdu Bo czasu jeszcze mi starczy przy takiej prędkości...:)
Za Wilkszynem odbijam na Leśnicę Tam przejeżdżam obok zameczku i wbijam się w Zielonogórską Cisnę na Stabłowice... Potem okrężną drogą na Pracze gdzie przystaję przy sklepie na Sprite'a :) Cisnę dalej i wiem że i tak mi zabraknie pare kilosów Skręcam na dawne wysypisko śmieci na Maślicach Nie ma czasu żeby wjechać na szczyt górki za to na długiej prostej podziwiam popisy i palenie gum dawców nerek :)
Dojeżdżam do Kozanowa - brakuje 5,5 km ...
No to kręcę 3,5 pętelki o długości 1,7 km każda i jadę na chatę:)
Pod blokiem 100,97 km :) Yeah...
Udało się
Wpadłam do domu Nie wiedziałam czy najpierw coś zjeść, wypić czy może się wykąpać... Zaczęłam od picia, potem kąpiel i szybko pomidorówka Drugie danie odgrzeję sobie w pracy:) Dziwnie się chodzi po stu km-ach Zwłaszcza jak się człowiek spieszy Jakbym nie swoje nogi miała :)
To by było na tyle I jeszcze dwie fotki krzaków :) Na więcej nie miałam czasu ani siły :P
Pzdr dla wytrwałych i stęsknionych za relacjami czytelników :)
Asica :P
EDIT 2 :)
Pulsometr
Time 4:24:52
Average 157
Max 180 - Robię postępy:)
Kcal 2746 :)
Kategoria Po Wrocławiu, Samotnie, Wokół Wrocławia, Powyżej 100 km
Dane wyjazdu:
113.15 km
40.00 km teren
05:54 h
19.18 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Bike Orient - Wolbórz 2008 :)
Sobota, 21 czerwca 2008 · dodano: 23.06.2008 | Komentarze 7
Bike Orient - Wolbórz 2008 :) Kategoria Ekipą, Daleko od domu, Ekipa BikeStats :D, Powyżej 100 km
Dane wyjazdu:
312.18 km
20.00 km teren
13:57 h
22.38 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Trip Wrocław - Niemczyn 2008 czyli bicie rekordu pod wiatr :) YEAH................. :)
Wtorek, 17 czerwca 2008 · dodano: 19.06.2008 | Komentarze 24
Trip Wrocław - Niemczyn 2008 czyli bicie rekordu pod wiatr :)YEAH................. :)
Pierwsza dłuższa przerwa w pedaleniu po ok. 78 km i popas w Wąsoszu
Musiałam zjeść coś pożywnego bo długo bym nie pociągnęła (na ogół bułek nie jadam :) )
Kościół w Górze - nie było czasu na dłuższy postój i zajechanie "od przodu" - czas naglił :)
Gdzieś za Górą - robiłam to zdjęcie z myślą o Kosmaczu :P
Długo czekałam na ten znak :)
Nie pamiętam gdzie robiłam to zdjęcie - drewniany kościółek - jeden z wielu na Szlaku Cystersów...
W Krzycku
W okolicach Śmigla - takie o to śmiglaki w polu na górce stoją :)
A taki w okolicach Czacza (Czaczu ???)
Więcej zdjęć niestety nie było czasu zrobić - kurcze a takie widoki były po drodze - niestety późna pora zmusiła mnie do jazdy bez zbędnych przystanków...
Opis jeszcze uzupełnię :)
Nazajutrz woziłam się TIR-em z 24 tonami soli :) Głównie powoził mój kuzyn Krzychu :)
Ale ja też miałam swoje 5 minut :D Przejechałam ze 300 metrów i wyszłam z dwóch zakrętów po 90 stopni bez skoszenia znaków przy drodze :)
Kategoria Samotnie, Daleko od domu, woj. dolnośląskie, Powyżej 100 km, Powyżej 200 km, Powyżej 300 km, woj. wielkopolskie
Dane wyjazdu:
100.08 km
15.00 km teren
05:55 h
16.91 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Ślęża nasza!!!
Niedziela, 27 kwietnia 2008 · dodano: 27.04.2008 | Komentarze 26
Ślęża nasza!!! czyli niedzielna jazda na kacu :)Opis i parę fotek jak się uda będzie w poniedziałek bo padam na pyszczek :D
Mamy już maj a więc czas uzupełnić zaległości - specjalnie dla Was wszystkich którzy na to czekali :)
7-mej, ale za to mile przywitał nas zapach świeżej jajeczniczki przyrządzonej przez Roberta :)
Towarzystwo o dziwo zebrało się dość raźnie Wyjrzeliśmy za okno - piękne słońce, kilkanaście stopni ciepła - jedziemy na krótko :D
O 8:15 byliśmy już w drodze na dworzec, gdzie spotkaliśmy się z Łysym i Focusem
O 9:10 siedzieliśmy/staliśmy w pociągu - 5 bikerów, 2 bikerki i 7 cudownych i fantastycznych rumaków na łączeniu dwóch wagonów :D
W Mietkowie wysiedliśmy jakoś koło 10:30 i udaliśmy się na tamę nad zalewem - fajne miejsce :)
U niektórych kac zaczął dawać się we znaki ale jechaliśmy dalej :D
Przez okoliczne wioski dojechaliśmy do wyrobiska czy też kamieniołomów :) Superaśne malownicze miejsce - Ślęża majaczyła już dosyć blisko :D
W Sobótce mały rozłam :) Czercz z Martą (wodzireje wczorajszej imprezy:)) wyrwali pod Wieżycę i cierpliwie czekali podczas gdy cała reszta głodna i strudzona pojechała na jakieś małe co nieco do centrum (lody, kawa, napoje chłodzące, banany, słodycze etc... :P)
Potem krótki acz dość wymagający podjazd pod Wieżycę
Dalej już całą paczką czarnym szlakiem na szczyt :P
Droga leśna z porozrzucanymi gdzieniegdzie kamieniami była całkiem sympatyczna Trochę wodnista i błotnista ale jechało się całkiem fajnie
Na drodze spotkaliśmy kilku bikerów Dwóch nawet przyfisiowało jacy to nie są zdolni :P Pozdro dla nich :P
Dojechaliśmy do zbiegu szlaków czarnego i żółtego i spróbowaliśmy swoich sił po kamienistym stromym podjeździe Ja nie dałam rady (oczywiście nie tylko ja :P) Uskakujące spod kół kamulce, stromizna i tłum piechurów z dziećmi i psami na szlaku okazały się wystarczającym argumentem, żeby zdjąć cztery litery z siodełka i podprowadzić rower na tyle daleko aż zrobi się łagodniej No i trochę prowadziliśmy Każdy jechał/szedł swoim tempem omijając slalomem ludzi i inne przeszkody :)
Ostatni odcinek wydawał się do podjechania - tak też uczyniłam :D Nie miałam pulsometru i ciężko mi powiedzieć ile zawałów zaliczyłam ale pewnie nie jeden :) Ostatni był na pewno już na szczycie kiedy ujrzałam ten dziki tłum, rowery, grille, ogniska, kiełborki :)))) No i spotkałam znajomą ze studiów - świat jest bardzo mały :)
Na szczycie troszkę wylegiwania się, podpijania i podjadania czego się da np. lodzików, redsików, słonia w karmelu, bananów etc... Niestety nasze szeregi opuścił Focus, który powiedział, że musi trochę pomieszkać w domu i chwała mu za to :)
Około 15-tej zjazd/zejście czerwono-żółto-niebieskorowerowo-czarnym szlakiem Zupełnie nie wiem dlaczego i kto to wymyślił żeby zjechać/zejść akurat tamtędy i to w takiej kolejności :)
Więc kto zdolny (Czercz i Łukasz) zjechał slalomem między piechurami, którzy wcale nie ustępowali pierwszeństwa i kamieniami, wróć,głazami wielkości telewizorów i to nie plazmowych :P
Trochę się nawkurzaliśmy - bo człowiek wjechał z takim trudem a teraz nawet nie może zjechać :((( Mając dosyć takiego szlaku pod wezwaniem RTV :) razem z Martą i Pawłem zboczyliśmy na niebieski szlak rowerowy Ja rozumiem że byle jacy amatorzy na Ślężę się nie targną, ale ten szlak z rowerem to nie miał nic wspólnego:) Blas pewnie by zjechał :P
Wreszcie dorwaliśmy się do czarnego, którym wcześniej jechaliśmy pod górkę Zjazd był - trwał może z 5 minut po kałużach i błotku za to prania na cały dzień :D
Ehh i tak było fajnie :D
Po chwili odpoczynku uderzyliśmy z Sobótki na Jordanów... I prowadzeni na pamięć przez Łukasza szczęśliwie wyjechaliśmy w Tyńcu Małym na ruchliwą drogę nr 35, którą dobrnęliśmy do Bielan Wr. i dalej bocznymi uliczkami do pętli na Krzykach Krótka przerwa w Parku Południowym - kolejny tłum - zmówili się czy jak? :)
Dalej z myślą o odgrzewanej jajecznicy i wczorajszym spaghetti sunęliśmy przez miasto jak "jeźdźcy burzy" :):
U Marty kawusia, i co tam jeszcze było niewypitego i niezjedzonego:) Koło 21 zebraliśmy się i podziękowaliśmy Marcie za gościnę :)
Odprowadziłam Łukasza i jego makaron pod blok:) - i pojechałam dokręcić małą i dużą pętelkę wokół Kozanowa :)
Zdjęcia dodam za niedługo - muszę coś wybrać i obrobić :)
Pzdr,
Asica :P
Są zdjęcia:)
Nasze rumaki na dworcu głównym
Jeźdźcy burzy na dworcu głównym - na niektórych twarzach widać jeszcze kaca :)
Zalew i kawałek tamy w Mietkowie W oddali Mietków
Asica z wlepką BS na tle zalewu :)
Jedziemy sobie aż tu nagle ni stąd ni zowąd Ślęża wyrosła :)
W kamieniołomach
Na Ślęży
Nadajnik RTV :) Ktoś tam lubił takie rzeczy na BS :)
Rzut oka na zalew w Mietkowie - widoczność pozostawia wiele do życzenia :P
I na kościółek na szczycie...
Asica i Flecik po zjeździe ze Ślęży - nie piłam, żeby nie było wątpliwości :D
Jak już wspomniałam prania troszkę było :)
U Marty też :D A po kacu ani śladu :P
To by było na tyle :) Pzdr
Asica
Kategoria Wokół Wrocławia, Po Wrocławiu, Ekipą, Daleko od domu, woj. dolnośląskie, Powyżej 100 km
Dane wyjazdu:
140.35 km
30.00 km teren
06:44 h
20.84 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Lubiąż zdobyty :)
Niedziela, 30 marca 2008 · dodano: 30.03.2008 | Komentarze 18
Lubiąż zdobyty :)czyli odwiedziny u czubków i u Cystersów :)
Ehh to był faaajny dzień - nie mam już sił pisać więc relacja będzie jutro jak sie juz solidnie wyśpię i wrócę od dentysty :)
Nadejszła wiekopomna chwila... :D Więc zaczynamy :)
Niedziela
- godz. 10:00 jeszcze byłam w rozsypce - gdzie moje czapka, gdzie popka, gdzie te klucze i aparat :)
- godz. 10:12 czekam na ferajnę na pętli autobusowej na Kozanowie - nikogo nie ma - czyżby pojechali beze mnie? Przecież spóźniłam się tylko 12 minut - zawsze czekamy o wiele dłużej :)
- godz. 10:28 na horyzoncie pojawia się czołówka ferajny i już widzę całą resztę tj. Martę SPD, Łysego, Czerczila, Fokusa i Roberta z Adamem :)
Jesteśmy w pełnym składzie - możemy ruszać :)
Kozanów - Maślice - Stabłowice - Wilkszyn - Pisarzowice - Gosławice - Prężyce - Lenartowice - Księginice - Gąsiorów - Głoska
Tempo było zajebiaszcze - średnią miałam powyżej 27 km/h Część ekipy krzyczała, że za szybko i żeby zostawić trochę sił na powrót ale co ja poradzę że tak szybko jechałam - nawet się nie starałam za mocno :)
W Gosławicach jakiś baran wieśniak cymbał idiota szopenfeldziarz mający siano zamiast mózgu... (nie znam więcej słów tak grzecznych) jadąc z naprzeciwka wykonał manewr skrętu na naszą połowę drogi udając że chce nas potrącić Z tego wszystkiego nie spojrzałam na tablice - bo miałby ciepło!!!!!!!!
- godz. 11:45 W Głosce nie chciało nam się czekać na prom do Brzegu Dolnego więc przeprawiliśmy się przez Odrę mostem kolejowym - ale jazda była :)
Po drugiej stronie po kilku fotkach przy UM i nagiej parce pojechaliśmy do ryneczku na lody - mamy marzec więc za dużego wyboru nie było :)
Po małej konsumpcji i uzupełnieniu bidonów, bukłaków i brzuszków ruszyliśmy dalej w kierunku Lubiąża drogą nr 341 przez Pogalewo Małe i Wielkie, gdzie wbiliśmy się na szlak archeologiczny żeby troszkę pokręcić się po lesie - przypomniała mi się Fraszka jak tak jechaliśmy bez celu po leśnych dróżkach wśród trzasku gałązek :)
No ale cicho sza :) W lesie znów opierdziel, że za szybkie tempo więc mówię: Spoko na liczniku pyknęła 50-tka to już mogę odpuścić i jechać na lajcie :) Jak pomyślałam tak zrobiłam... Ale nieee Reszta ekipy nagle zaczęła zasuwać i nawet się nie obejrzeli jak z Martą zostałyśmy w tyle :) hehe Ehh ta męska ambicja :)
Dojechaliśmy do Lubiąża bez większych przygód ale ze śmiechem na ustach Wszystko z powodu Roberta i jego nadopiekuńczości lub też niewiary w swojego młodszego brata Adama Chwilkę z Adamem i Martą odpoczywaliśmy gdy reszta pogoniła do przodu I tak sobie żartujemy że za chwilę zadzwoni Robert i zapyta gdzie jesteśmy i co się nam stało :) Nie zdążyłam dokończyć tego zdania gdy zadzwonił telefon :D Naściemniałam że skręciliśmy w jakąś polną dróżkę i się zgubiliśmy i nadrobiliśmy ze 3 km :D Oczywiście łyknął jak dzieciak :)
W Lubiążu wszyscy marzyli o wrzuceniu czegoś pożywnego na ruszt - cokolwiek to miało oznaczać - Marta np. od Brzegu Dolnego wiozła w plecaku 2 puszki po 500 ml złota celem wspólnej konsumpcji z Asicą :) Więc nie muszę wspominać że jej to złoto mocno ciążyło :)) Nie dałam jednak się omotać tym wszystkim głodomorom i wyciągnęłam ich na krótką wycieczkę po Lubiążu - czyli szpital (kazali mi wrócić jak wyzdrowieję :)) i kościółek Do tego nawrotka do spożywczego i dopiero pod klasztor :)
Po jedzeniu w karczmie (ja idąc za przykładem Czercza zjadłam pyszną kiełborkę na zimno zakupioną w sklepiku) objechaliśmy olbrzymi klasztor żeby zalegnąć w trawie - a raczej na trawce - bo nie powiem żeby była bujna :)
- godz. 16:05 Obżarstwo i pijaństwo potrwało pewnie ze 40 minut i chwilę po 16-tej ruszyliśmy w kierunku chałupy :D
W drodze do Lubiąża wiaterek nam sprzyjał, ale widziałam prognozy i wiedziałam że w drodze powrotnej może być ciężej Niestety przewidywania ICM-u się sprawdziły i wiało nam prosto w twarzunie-niunie żeby nie napisać brzydko w pyski lub w mordy :D
Poprowadziłam wycieczkę południową stroną Odry - większego sprzeciwu nie było :)
Czerczil zakazał przekraczać 23 km/h ale się nie dało i to wcale nie z mojej winy :)
Z Lubiąża do Malczyc, dalej przez kolejne wioseczki Chomiążę, Lipnicę, Szczepanów, Kobylniki i Lubiatów aż do Głoski
Od Głoski powrót tą samą drogą na Kozanów ze zwiększoną częstotliwością postojów na łyka, gryza lub macha :) A ja czułam się nad wyraz dobrze - chciałabym mieć takiego pałera na maratonie :)
Jestem w dobrej dyspozycji i nie będę tego ukrywać :D
- godz. 20:10 Zajeżdżamy na Kozanów - na liczniku 125 km Przecież nie będe świnia - moich gości trzeba odwieźć do domu :D Pożegnaliśmy się z Fokusem, który walnął w sumie ze 155 km i ruszyliśmy na Popowicką
- godz. 20:18 Na Popowickiej Czerczilowi zepsuło się kolano - tym razem na dobre - chwila odpoczynku i jedziemy dalej - ja z Czerczem na holu i gra muzyka :D
- godz. 20:25 Żegnamy się z Martą i zaraz potem z Adamem i Robertem
- godz. 20:35 Odstawiam Czercza pod blok i 2 minuty później Łysego :) Cisnę z wiatrem w plecy do domu - mam zieloną falę i jaaadę :)
- godz. 20:55 Dojeżdżam do Kozanowa - na liczniku 135,50 km - myślę sobie ni huhu i strzelam dwie pętelki wokół osiedla raz z wiatrem raz pod wiatr :)
- godz. 21:05 Wlokę Flecika do windy - jesteśmy zmęczeni ale baaardzo zadowoleni Spędziliśmy ze sobą cały dzień, na świeżym powietrzu, wśród łąk i lasów... eee tam będe się rozpisywać Było ZAJEBIASZCZO :D
Kilka fotek - jak zwykle zajęłam się jazdą a nie pstrykaniem :)
Pierwszy postój na papierocha :) To tutaj obmyślaliśmy co zrobilibyśmy gościowi z grafitowego golfa DW ????? gdyby wpadł w nasze ręce :D
Drugi krótki przystanek na kilka fotek - jak widać nie dałam rady usadzić na siodełku tego aparatu i uciął pałacyk w Prężycach :) Za to ekipa w pełnym składzie :)
Kolejna kandydatka do fotela Miss BikeStats :)
Urząd Miasta w Brzegu Dolnym
Popasik i lody na ryneczku w Brzegu Dolnym :)
Wszędzie walają się rowery:)
Ekipa wariatów przed bramą wjazdową do Wojewódzkiego Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Lubiążu :)
Niektórym udzieliła się tamtejsza atmosfera :)
Kościółek w Lubiążu
Po długo wyczekiwanym popasiku przypomniało mi się że warto ustrzelić jakąś fotkę Klasztoru Cystersów ale jest tak wielgachny że nie da się objąć - widać tu mniej więcej 1/4 całości Żeby się zmieścił w kadrze trzeba by daleeko daleeeko stanąć :) A mnie się nie chciało - i nie bardzo było jak - ot co :)
W drodze powrotnej było wiele przystanków - oto jeden z nich :) Rozciąganie Adamowej łydki przez wysoce wykwalifikowany personel Młynarz! jak pojedziesz z nami to ją poznasz :)
Ciężki powrót - śmiech przez łzy :D
To by było na tyle
Pozdrowienia dla czytelników :)
Asica
Kategoria Ekipą, Daleko od domu, woj. dolnośląskie, Po Wrocławiu, Powyżej 100 km, Wokół Wrocławia
Dane wyjazdu:
119.24 km
12.00 km teren
05:51 h
20.38 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
POGODA CUDNA JAK MALINA vol.
Niedziela, 24 lutego 2008 · dodano: 24.02.2008 | Komentarze 22
POGODA CUDNA JAK MALINA vol. 3 :)Pierwsza setka w tym roku stuknęła jak to już tradycyjnie bywa w fajowym i doborowym towarzystwie:)
Więcej szczegółów i zdjęcia dodam jutro bo dziś już wskakuję do łózia zajechawszy się troszku :)
Pozdrawiam całą ekipę:)
Mogę wziąć się do edycji opisu i dodawania zdjęć
Miłego czytania i oglądania:)
Tradycyjnie zbiórka na Dibuła o 10:30 Troszkę czasu minęło zanim wymyśliliśmy, gdzie by tu pojechać - w zeszłym tygodniu stanęło na krótkiej wycieczce i długim ognisku, ale że taaaka fantastyyyczna pogoooda to aż żal było nie pojechać gdzieś dalej:) Nikt z nas jednak nie przypuszczał że to "dalej" to będzie TAKIE dalej:)
(Choć powiem Wam w tajemnicy, że po cichu liczyłam na jakąś setkę - bo mnie rozochociły te sobotnie wpisy co poniektórych:D) Na starcie stawili się: Paweł zwany Łysym, Marcin zwany Czerczilem, Marta zwana Martą SPD, Rafał zwany Fokusem, Filip zwany Galenem, Agata zwana przez Filipa Agą i Robert zwany Scottem i jego brat Adam oraz Asica w mojej skromnej osobie czyli jahoo81 :D Fokus został na starcie próbując złożyć rower i obiecał, że nas dogoni, co wcale mnie nie zdziwiło:)
Uderzyliśmy w stronę mostu Trzebnickiego i Obornickiej Potem ruchliwą 342-ką dojechaliśmy w "pociągu" ze średnią niewiele mniejszą niż 30km/h do Szewc i dalej czerwonym szlakiem do Paniowic - za maszynistów robili Łysy i Czercz (ma się ten pałer w giczołkach) :) gdzie w trakcie pierwszego postoju czekaliśmy na pechowego Roberta, który miał spotkanie pierwszego stopnia z blachosmrodem
Po kilkunastu minutach znów jechaliśmy razem i jak widać było nam wesoło:)
Czerwonym rowerowym Paniowice-Kotowice-Raków-Uraz-Lubnów i mały popasik w przydrożnym barze, który jest chyba centralnym punktem tej przemiłej wioseczki:) Niestety w sklepie nie było naszych ulubionych lizaków za to w barze podawali coś lepsiejszego (fota specjalnie dla Młynarza:))
W trakcie popasiku łapalismy promienie słońca ku lepszej opaleniźnie i wciągnęliśmy małe co nieco :)
W Lubnowie dołączył Fokus a opuścił nas Adam
Dalej przez Nowosielce wypadliśmy znów na 342-kę i dotarabaniliśmy się do Obornik Śląskich jednak nie był to jeszcze punkt zwrotny naszej wycieczki:)
Zaczęłam zacierać już ręce na myśl o tej seteczce - i powiem że siły miałam niespożyte Baaardzo dooobrze mi się dziś jechało i było nawet kilka podjazdów:)
Z Obornik po krótkim rozeznaniu na mapie Asica poprowadziła wycieczkę do Bagna przez Rościsławice i Wielką Lipę (liznęliśmy tu kawałek terenu:)) choć reszta ekipy nie wierzyła w moje umiejętności czytania map i orientacji w terenie:) Dobrnęliśmy do Bagna, gdzie obejrzeliśmy z bliska Wyższe Seminarium Duchowne Salwatorianów
Oczywiście pecha Robertowi nie zabrakło bo się biedak zgubił w Bagnie:) a najwiekszy problem był tam z zasiegiem i nie moglismy się nijak dogadać :) Tu pożegnaliśmy się z Fokusem i długo nie myśląc zaplanowaliśmy powrót przez Osolin-Wielką Lipę-Oborniki Śl.-Nowosielce-Lubnów-Uraz, gdzie zakupiliśmy kiełbornię :) Stawaliśmy co jakiś czas żeby ci najbardziej zmęczeni mogli chwilkę odsapnąć i mknęliśmy dalej bo robiło się późno
Raków-Kotowice-Paniowice-Szewce Za Szewcami zboczyliśmy na wały w Las Lesicki i Rędziński, Rędzin i wreszcie upragniony Lasek Osobowicki!!!
A cóż to??? Nasza miejscówka zajęta!!! Całe szczęście po drugiej stronie była jeszcze jedna:)
Pożegnaliśmy się z Galenem, Agatą i Robertem - szkoda że nie mogli z nami zostać
Ale za to nawiedził nas niejaki Błażej znany jako Blas Szybko rozpaliliśmy co było szczęśliwie pod ręką Słoneczko już zaszło i zrobiło się zimniej ale miało nas co grzać:)
Pech się nie skończył bo ogień strawił dwie bezbronne kiełbaski Z głodu zeżarliśmy zwęglone i prawie na zimno:) Ten sam ogień wypalił mi kolejną (już trzecią w tym sezonie) dziurę w kurtce Bleee Niegrzeczny ogień!!!:P
Jedni jeszcze mogli:
a inni już nie mogli :)
Kole 20-tej udało się zebrać do kupy i ruszyć w kierunku domów
Najpierw odprowadziliśmy Martę SPD i Błażeja na Zachodnią
Potem odprowadziłam Łysego i Czercza na Śródmieście i grubo po 21-szej dotarłam do domu Zmęczona ale baaardzo zadowolona i uhahana:) Jak wracałam to wcale nie było aż tak zimno - 11 st. na moście Dmowskiego Było superaśnie Mogłabym tak jeszcze jechać i jechać ale tyłek już bolał:)
To by było na tyle Pozdrowienia dla wszystkich
Asica
Kategoria Wokół Wrocławia, Ekipą, woj. dolnośląskie, Ekipa BikeStats :D, Po Wrocławiu, Powyżej 100 km
Dane wyjazdu:
273.85 km
0.00 km teren
12:01 h
22.79 km/h
Max prędkość:50.23 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Absolutny życiowy rekord
Niedziela, 4 lipca 2004 · dodano: 04.07.2004 | Komentarze 19
ŁAGÓW - DZIEŃ PIĄTYMasakraaaa!
Absolutny życiowy rekord - już go raczej nie pobiję:)
Powrót do domciu Połowę trasy przejechałam sama, a nie miałam nawet pompki nie mówiąc już o łatkach czy jakimkolwiek kluczu do roweru...
To się nazywa mieć fart - tyle czasu i tyle kilometrów i nic w rowerze się nie stało aż ciężko uwierzyć :D
Wyruszyliśmy koło 6:30
Wybraliśmy trochę inną trasę, bo w połowie drogi Tytus odbijał w kierunku Kalisza
Trasa mniej więcej przebiegała tak:
Łagów-Babimost-Obra-Przemęt-Boszkowo-Święciechowa(gdzieś w tym miejscu moje i Tytusa drogi się rozdzieliły)-Góra (okolice)-Wąsosz-Potrkowice-Strupina-Uraz-Szewce-Świniary-Wrocław-Różanka-Kozanów(nie było jeszcze mostu Milenijnego :))
Dotarłam do domu koło 21 - zajechana jak koń po westernie Gdzieś w okolicy Strupiny zabrakło mi picia - sucho i tragicznie - a dzień był upalny... Ale udało się z pomocą miejscowych znaleźć sklep, napoic się i pożywić... Po tym jak rozstaliśmy się z Tytusem miałam straszne fazy... Na przemian się śmiałam i płakałam, śpiewałam kościelne piosenki i przeklinałam Podczas takiej samotnej wycieczki można przemyśleć całe swoje życie wzdłuż i wszerz, od początku do końca i z powrotem To była droga przez mękę...
Chciałam zdążyć na finał EURO 2004 ale jak dotarłam do domu jeszcze w pierwszej połowie to nie myślałam o niczym innym jak tylko o wannie i o łóżku :) W zasadzie wstręt do roweru minął na trzeci dzień i już śmigałam po okolicy:)
Jestem z siebie dumna - taki wynik piechotą nie chodzi Chwalę się nim często - niektórzy nie wierzą a faceci się potem wstydzą jak wyjadą z tekstem, że najwięcej w życiu przejechali 50 km, myśląc pewnie że zaimponują mi tym wynikiem :D
Nie no teraz na serio...
Naprawdę ciężko było ale się udało
Teraz jak to piszę - 19.10.2007 r. myślę, że nie jestem w stanie pobić tego rekordu... Chociaż kto wie, gdyby nadarzyła się taka okazja ...
POZDRAWIAM WSZYSTKICH:)
Dwa zdjęciochy, żeby mi nikt nie powiedział, że mnie tam nie było:)
Przemęcki Klasztor Cystersów
Kategoria Samotnie, Ekipą, Daleko od domu, Powyżej 200 km, woj. lubuskie, woj. wielkopolskie, Powyżej 100 km, woj. dolnośląskie
Dane wyjazdu:
238.41 km
0.00 km teren
10:30 h
22.71 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
ŁAGóW - DZIEń PIERWSZY
Środa, 30 czerwca 2004 · dodano: 30.06.2004 | Komentarze 12
ŁAGóW - DZIEń PIERWSZYWyjazd do Łagowa z Puzonem i Tytusem...
Wyjechaliśmy jakoś koło 6 rano
Trasa przejazdu Wrocław Kozanów-Wilkszyn-Księgienice-Brzeg Dolny-Wołów-Ścinawa-Głogów-Nowa Sól(tutaj dołączył do nas Pablitto)-Babimost-Świebodzin-Łagów
Dojechaliśmy zmęczeni ale zadowoleni już grubo po zmroku
Oj to były czasy Człowiek był młody... Nie zapomnę tej wycieczki do końca swoich dni... W drodze na liczniku pyknęło pierwsze 1000 km na moim kochanym Kelly'sie no i miałam swój pierwszy dzienny rekord:)
A to był dopiero początek...
Oto kilka zdjęć:
Tytus pakuje do "sakwy" ostatnie manele:)
Ostatni przegląd rowerów przed trasą
Gdzieś na trasie przed Brzegiem Dolnym mkniemy sobie z Puzonem środkiem drogi:)
Przeprawa promem przez Odrę
W okolicy Głogowa - chłopaki próbują choć prowizorycznie naprawić zepsuty bagażnik - nie udało się - uratowała nas pani ktora akurat miala na zbyciu bagaznik rowerowy (srzedała za 10 zł):)
Już w Łagowie po godz. 23 Zmęczeni Paweł, Puzon i Tytus
Kategoria Daleko od domu, Ekipą, Powyżej 200 km, woj. dolnośląskie, woj. lubuskie, Powyżej 100 km
Dane wyjazdu:
175.56 km
0.00 km teren
07:48 h
22.51 km/h
Max prędkość:54.46 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:
Pod Wielką Sowę
Niedziela, 30 maja 2004 · dodano: 15.04.2012 | Komentarze 9
Z Puzonem i jego kolegą Sobolem :)Pamiętam, że Sobol był oburzony, że jedzie z nimi jakaś baba, że na pewno nie dam rady etc. :) Ostatecznie to on gorzej się czuł w trakcie powrotu :)
Nie pamiętam trasy jaką jechaliśmy. Wiem tylko, że spotkaliśmy się na krzyżówce na Strzegomskiej :) Potem przez Dzierżoniów i Pieszyce jakąś serpentyną pod górę, aż podjechaliśmy pod zbocza Wielkiej Sowy, skąd z głównej drogi skręciliśmy w dół przez okoliczne wioski :) Potem przy jeziorku i chyba do Zagórza Śląskiego... A potem luka w pamięci :)
Takie to były te studenckie czasy :) Miałam wtedy jeszcze mojego Kellyska :)
Pzdr
Asiczka :P
Kategoria Wokół Wrocławia, woj. dolnośląskie, Powyżej 100 km, Ekipą